Przedstawiam Wam prolog mojego nowego opowiadania z uniwersum Hetalii...
Opowiadanie będzie historyczne, o tym co działo się podczas rozbiorów. Na jego potrzeby (i z własnej chęci) stworzyłam trzy personifikacje... To opowiadanie o nich i zaborcach...
Nie gadam więcej! xD
Zapraszam do czytania i komentowania~ (każdy komcio=więcej rozdziałów i postów)
~Fella
Rok 1772- pierwszy rozbiór Rzeczpospolitej Obojga Narodów
(Polski)
Rok
1793- drugi rozbiór Rzeczpospolitej Obojga Narodów (Polski)
Rok
1795- trzeci rozbiór Rzeczpospolitej Obojga Narodów (Polski)
Podobno
nie ma już potęgi wschodniej Europy. Niby Prusy, Austria i Rosja zabrali tereny
dawnej Rzeczpospolitej. Niby tak a jednak… Polacy mieli swoje trzy państwa.
Ta
historia opowiada o życiu trzech personifikacji. Były one zwane; Królestwo
Polskie, Wielkie Księstwo Poznańskie i Rzeczpospolita Krakowska. Trzy małe
Polski… tak bardzo różne od prawdziwej Polski…
-Ja
jestem za!- Austria podniósł rękę ku górze.
-Ewidentny
sprzeciw!- Prusy ze złością krytykował każdą dla niego złą decyzje.
-Da?-
jedynie Rosja z uśmiechem przytakiwał na wszystko co proponowali dwaj pozostali
zaborcy i inne państwa.
-Tak
więc… - głos zabrała Węgry- pod zaborem Prus powstaje Wielkie Księstwo
Poznańskie- wskazała na wściekłego Gilberta, który w danym momencie wstał i
dumne skinął choć w duszy nie chciał żadnej nowej Polski –pod zaborem Rosji powstanie Królestwo
Polskie- wskazała na Ivana, ten z kolei wstał i ukłonił się dziękując w swoim
języku –pod zaborem łącznym z przewodnictwem Austrii powstanie Rzeczpospolita
Krakowska, najmniejsza część- wskazała na Roderich’a, jednak on tylko na nią
spojrzał i odwrócił głowę uśmiechając się.
Po
kongresie;
Prusy wyszedł pierwszy z sali kongresowej i szybko pobiegł
do swojej komnaty. Zatrzasnął drzwi i zsunął się plecami po nich. Nie chciał
żadnej nowej Polski, nie chciał wcale państwa, które by mu przypominało lub
było Feliksem. Już z jednym miał problemy... wojny, pokoje to znowu rozbiory i
nagle ma się stać „opiekunem” takiego oto kraju.
Myśląc nad obecną sytuacją nie
zauważył iż ponownie blisko swojego serca trzyma list, który kiedyś napisał do
niego Polska jeszcze za czasów gdy nie było unii, gdy oboje byli jeszcze mali a
Gilbert był Zakonem. Z czasów pierwszych potyczek na miarę dzieci.
List trzymał mocno i blisko.
Kochał go czytać tak jak kochał Feliksa. Było w nim napisane;
Zakonie~ kochany mój drogi choć niewiele ostatnio się witamy, ponownie
wracam do pisania tak jak od momentu mego zakochania.
Setki, tysiące i więcej razy słyszeć mogłeś jak to wypowiadam jednak,
chcę to wypowiedzieć jeszcze raz… kocham, tęsknie i przepraszam~
Polska~
Niedbale
napisane a jednak za każdym razem potrafił rozczytać się dziwnego i plamiastego
pisma Feliksa.
Podciągnął
kolana do klatki piersiowej i objął je ramionami. Nie mógł znieść myśli iż
jeszcze kilka lat temu dokonał tego czego chciał od wielu lat a już jego
marzenia są niszczone. Ponownie niszczone…
Chwilę
jeszcze siedział aż ktoś nie zapukał donośnie do drzwi. Podniósł się.
-Wejść!-
powiedział oschle i podszedł do stolika. Odwrócił się jeszcze na moment i
zobaczył Węgry.
-Za
chwilę podpisanie dokumentów- oznajmiła i powoli podeszła do Gilberta. –Coś się
stało?
-Nic!-
warknął wnerwiony do jego granic- Idź już!
-Dobrze…
- odwróciła się i jeszcze zerkając przez ramię na Prusy, wyszła.
Stał
sam przy stole. Słone łzy nienawiści spływały po jego policzkach i spadały na
list. Obiecał sobie, że nigdy już nie będzie nic większego czuł do Feliksa, a
jednak. Za moment miał podpisać dokumenty o powstaniu Wielkiego Księstwa
Poznańskiego, które było odłamem Polski.
Klnąc
pod nosem szybkim marszem wyszedł z komnaty trzaskając drzwiami, tak że słyszano
to w całym pałacu. Doszedł szybko do sali konferencji. Wściekły sam na siebie i
innych zaborców wyrwał służącej pióro. Znalazł odpowiedni dokument i pierwszy
go podpisał.
Walczył
sam ze sobą. Nadal kochał zarazem nienawidząc Polskę i nie mógł sobie wybaczyć
tego iż świadomie go rozniósł w niepamięć i na nowo go tworzył. Z tego jedynego
powodu podpisał kartę i jeszcze bardziej zły zabrał ze stołu flaszkę jakiegoś
alkoholu i wyszedł najszybciej jak umiał. Kolejną rzeczą jakiej nie chciał było
to, aby nikt nie zobaczył jego łez i uśmiechu.
Nie
wiedział iż kolejne sto dwadzieścia trzy lata… będą dla niego męką większą jak
Grunwald.